Translate

wtorek, 30 sierpnia 2011

Co można gryźć

   Pani pojechała gdzieś po wspólnym spacerze. Zamknęła mnie u Agi i pojechała. Lizałem Agę po rękach i udało mi się ją obudzić. Ubrała się i zeszliśmy do salonu. Śniadania nigdy nie jadała przy stole. Talerzyk z kanapkami trzymała na kolanach i oglądała telewizję. Leciały przeważnie jakieś nudnae kreskówki dla dzieci, więc Agnieszka naciskała co chwila guziki pilota i powtarzała : "Nie, nie i nie!". Ja zajadałem jej łapcie. W podeszwie zrobiona była już dziurka, przez którą swobodnie wypadała watka. Kiedy wreszcie trafił się kanał, który "ujdzie", wróciła pani. Widocznie była na zakupach, bo była obwieszona torbami foliowymi. W środku pewnie było coś dobrego. Później zobaczę. Agnieszka właśnie przypomniała sobie, że musi iść na dwór i przyniosła smycz. Chciałem jej powiedzieć, że mogłaby chociaż raz iść sobie sama, ale dałem spokój. Czy aż tak lubiła moje towarzystwo, żeby wszędzie mnie zabierać? Ale zabawy nigdy dość, więc czmychnąłem pod stół. W gonitwie uczestniczyli wszyscy, włącznie z Michałem, który wstał nie wiadomo kiedy. Dorwali mnie i zapięli na smyczy. Może udałoby mi się ją przegryźdź? Ech, nie da rady. Niech już będzie!
   Po spacerze zabrałem się do obrabiania "flaków", bo łapcie Agnieszki leżały na kanapie, pilnie strzeżone. Flaki, to części bucików ze skóry i innych wyrobów, do gryzienia. Niestety bucików, rurek i tych innych już nie było. Teraz były flaki. Tak nazwała je Agnieszka. I właściwie, nawiązując do tematu, w tym domu mało co można było gryźdź. A na pewno już nie to, co się chciało. Kiedyś rzeźbiłem krzesła, ale zabronili mi tego. Teraz pozostały tylko te flaki. I jeszcze karma...
                                  
                                                                           Już niedługo opowieści z dzieciństwa, zapraszam!  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz