Translate

środa, 31 sierpnia 2011

Bajeczka

   Dzisiaj, w związku z wszechobecną nudą i przygnębieniem wszystkich członków rodziny (szkoła!), nie napiszę o czasie teraźniejszym, ale cofnę się lekko w przeszłość i opowiem jedną historię z mojego dzieciństwa. Właściwie nie jest to bajka, chociaż tak napisane jest w tytule, tylko historia, która wydarzyła się naprawdę!
  
   Od czego tu zacząć? Może od tego, że mieszkałem sobie z Agnieszką, Michałem oraz ich rodzicami od niedawna. Zabrali mnie do siebie w ferie. Ale dopiero po kilku dniach, kiedy głowa przestała mnie już boleć, pokazałem co potrafię. Agnieszka z Michałem poszła do szkoły, rodzice do pracy. Mnie zostawiali samego w domu. Piękne czasy wtedy nastały, ale szybko się skończyły. Myśleli pewnie, że jeszcze nie umiem po schodkach wchodzić, to nie ma obawy. Potrafiłem wejść i zejść z dwóch stopni. A potem potajemnie opanowałem całość. Pewnego razu poszedłem na górę sprawdzić, czy nie ma tam domowników. Byłem przekonany, że po prostu się gdzieś ukryli. Nie było nikogo, więc chciałem zejść na dół, niestety bezskutecznie. Zwyczajnie się bałem. Usiadłem sobie przy schodach i czekałem. Po długim czasie przyjechała pani. Reszta przyjechała potem, bo później kończyli pracę. Musiałem naprawdę głupio wyglądać na tych schodach, bo pani patrzyła na mnie z lekkim politowaniem.

Teraz wejście po schodach jest proste jak czyjś ogon, chociaż mój jest zakręcony. Wtedy byłem jeszcze malutki. Ale nawet od dorosłego psa nie można wymagać zbyt wiele. No, np. z tymi ubrankami to już przesadzacie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz