Translate

sobota, 27 sierpnia 2011

Nieproszony gość

   Może nie będę już wspominał, jak zaczął się dzień dzisiejszy, gdyż nie zdarzyło się nic ciekawego. A przynajmniej nie tak, aby o tym pisać. Tak więc, oszczędzę Wam czytania tych nudnych rzeczy, a przejdę już do konkretów.

   Po śniadaniu Agnieszka pojechała z tatą do sklepu. Mieli ze sobą listę zakupów, sporządzoną przez panią. Chciałem jechać z nimi, ale nie wzięli mnie. Byłem bardzo ciekawy, co robi się w takim sklepie. Jak dotąd odkryłem tylko, że pani ze sklepu przynosi torbę skarbów. Pewnego razu nakryła mnie jednak z nosem w zakupach i teraz muszę się pilnować bardziej.

   Aga wróciła z panem potem. Kupili kawałek ciasta i wile innych rzeczy. Pani przekroiła ciasto na pół. Wszyscy wybierali się do babci i dziadka. Zabrali też mnie. Tylko Michał został w domu. Kiedy schodziłem po schodach, serce zabiło mi mocniej na widok małego, czarno-rudego pinczerka. Wszedł na moje podwórko bez pytania?! Chciałem się na niego rzucić, ale byłem na smyczy. Myślałem, że pies ucieknie, ale on stał prosto przede mną i tylko czasami wydawał z siebie urywany pisk, który w jego wykonaniu był szczekiem. Zacząłem jeszcze bardziej się szarpać i szczekać, ale pan przegonił psa.
- I naucz się szczekać!- zawołałem za wstrętnym sąsiadem. Mam nadzieję, że już nigdy nie miał pojawić się na moim terytorium.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz